Ekspresem po Europie na 130 lecie Galicyjskiej Kolei Transwersalnej

Opublikowano: 25.04.2015

25 – 30 kwietnia 2015 r.

W dniu 16 grudnia 2014 r. przypadała 130. rocznica otwarcia Galicyjskiej Kolei Transwersalnej, zbudowanej przez austriackie CK Koleje Państwowe w ciągu dwóch lat 1882-1884. Trasa biegnąca po północnych stokach Karpat uznawana jest za znaczące dzieło techniki kolejarskiej. By uczcić rocznicę i upamiętnić wysiłek przodków postanowiliśmy zorganizować kolejowy tour po Europie. Chcieliśmy również poznać obecne standardy europejskich tras kolejowych, zaznaczyć polską obecność na kolejowej mapie Europy. I w końcu po prostu się przejechać.
Założeniem było wykonanie pętli po Europie przy użyciu wyłącznie transportu kolejowego, poznanie funkcjonowania kolei w różnych krajach naszego kontynentu, ich jakości, szybkości i ewentualne wyciągnięcie wniosków mogących być przydatnymi tak dla zainteresowanych podróżowaniem tym środkiem lokomocji jak i zajmujących się tym tematem profesjonalistów.

Sobota, 25 kwietnia

Mszana Dolna. Pogoda super.
Pożegnanie przez kolegów Adama Chrustka, Czesława Stożka, Roberta Przeklasę i Marka Skolarusa, Henryk Pazdur miłośników miejscowej kolei. Postanowili zrobić nam niespodziankę. Stawili się więc na początku trasy z szampanem. Akurat najechał pociąg retro z niemieckimi turystami. Wykonaliśmy pamiątkowe zdjęcia z pociągiem i tablicą oznaczającą odległość z Mszany Dolnej do Wiednia - 403 km i wysokość stacji 457 m.n.p.m. Tablica ma 130 lat! Łapiemy się na retro wycieczkę do Rabki. W pociągu wita nas kierownik skansenu w Chabowce Maciej Panasiewicz. Znane i lubiane klimaty. Gwizdek ciuchci, dym, parowóz i drewniane ławeczki.
Rabka Zdrój. Piękny budynek dworca, wyremontowany. Teraz jest tu biblioteka. Powitała nas jej kierowniczka pokazując wnętrze budynku. Zachował swój kształt od jego powstania 130 lat temu. W latach siedemdziesiątych kręcono tu wiele filmów w tym m.innymi z Jerzym Szturem pt. „Amator”.
Następny przystanek to Chabówka . Na stacji pusto , cicho, trudno uwierzyć, że jeszcze niedawno było tu gwarno i tłumy pasażerów na peronach czekały na liczne pociągi. Stąd start o 17.51. Punktualnie. Jednak jesteśmy w Europie.
Jedziemy. Stroje, a zwłaszcza czapki zwracają uwagę. Zagaduje nas Pani konduktor, trochę zaniepokojona dodatkowym i niezapowiedzianym wsparciem personalnym. O co to chodzi z tymi dodatkowymi konduktorami? Wyjaśniamy. Że dookoła Europy, że taka akcja itd. Pani opowiada o pociągu i podaje inne przydatne informacje. Bardzo miła obsługa. Skład pociągu nazywa się IMPULS i został wyprodukowany przez NEWAG dla Województwa Małopolskiego, a użytkowany jest Przewozy Regionalne. Niczym nie ustępuje niemieckim składom. Czyste, nowoczesne ubikacje. No miodzio. Wi Fi działa bez zarzutu. Cichutko, czyściutko. Mijamy kolejne małe stacje. W Suchej Beskidzkiej zmiana kierunku jazdy. Jedziemy pociągiem nr R REGIO RYSY nr 30542/3. W Kalwarii Zebrzydowskiej tory biegną blisko sanktuarium. Do Krakowa z Rabki 101 km. Bilet z Rabki do Krakowa to 18,80 zł z 30% zniżką za wcześniejszy zakup przez Internet / strona www.przewozyregionalne.pl / Na następnym odcinku z biletem już nie było tak łatwo. Bilet z Krakowa do Wiednia należało kupić bezpośrednio na dworcu w Krakowie (przejechaliśmy prawie całą Europę kupując wszystkie bilety przez Internet, poza tym jednym).
Kraków Główny 20.19. Planowo. Trochę czasu. Kawa? Czemu nie. I podglądanie meczu mistrzostw świata w hokeja Polska – Węgry, niestety przegranego !!!

Kraków Główny - Wiedeń
O 21.55 odjazd. Pociąg TLK nr 402, wagon 345. Cena 69 Euro na osobę. Niestety po bilet należało się pofatygować z Mszany Dolnej osobiście do kasy biletowej w Krakowie , albowiem nie można go kupić przez internet. Dziwne ale prawdziwe ! Znowu punktualnie. Jest dobrze. Sypialny. Trzyosobowy. Czysto, umywalka, coś słodkiego i napoje od Warsu. Toalety Ok, wagon robi dobre wrażenie, choć pasażerów nie za dużo. Skład łączony międzynarodowy, do Wiednia, Pragi oraz do Budapesztu. Pewnie gdzieś w Czechach nas porozłączają. Na początku nocne Polaków rozmowy i pora spać . Pociąg przez Trzebinię, Oświęcim, Czechowice – Dziedzice, Zebrzydowice, Petrowice, Ostrawę, Prerov, Breclaw, Hohenau i West Banhof w Wiedniu. W Bohuminie rozczepianie wagonów do Pragi. Rano kawa i herbata. Pogaduszki w konduktorem. Ten jak i inni widząc plakat z koleją transwersalną pozytywnie reaguje na grupę podróżnych w kolejarskich czapkach. Przejazd z Karkowa do Wiednia był OK, tylko wydaje się że 8 godzin to stanowczo za długo, niepotrzebne dwa postoje po godzinie w Bohuminie i w Breclaw.

Wiedeń
Czasu mamy nie za wiele. Trzy godziny. Wystarczy. Ruszamy w stronę ulicy Mariahilfer. Wiedeń jeszcze śpi, więc ulice puste. Dochodzimy do Placu Świętego Stefana. Rzut oka na katedrę. Jest otwarta więc wchodzimy. Powrót na West Banhof. Dobry czas więc obejście dworca. Czysty, jasny. Dużo miejsc siedzących. Przechowalnia bagażu. Największa skrytka na trzy duże bagaże na dobę to wydatek 3,5 Euro.

26 kwietnia
Wieden - Zurych
Pociąg Raijet nr 162 z peronu 8 wyjeżdża punktualnie o godz. 9.30 . Przed nami piękna widokowo trasa przez St. Polten, Linz, Salzburg, Insbruck, Otztal, Imst Pitztal, Landeck Zams , St. Anton, Alrberg, Bludenz, Feldkirch, Sargans. Skład bez przedziałów. A w zasadzie dwa składy bo jeden do Zurychu, a drugi do Insbsrucka. Pełno ludzi. To 530 kilometr podróży i 15 godzina (jeszcze pracuje endomondo, mamy więc dokładne dane co do długości przebytej trasy, za chwile zgłupieje i przestanie, będziemy jechać za szybko, a program nie jest do tego stworzony). Bilety kupiliśmy przez Internet. Koszt jednego z miejscówką to 55 CHF (kurs tej waluty - 3,91 zł) rezerwacja na stronie www.sbb.ch Bilety można kupić także w pociągu. Na terenie Austrii w każdym oprócz podmiejskich. Tam trzeba mieć kupiony wcześniej. Dopłata wynosi 3 Euro. Sprzedaży biletów w pociągu nie przeszkadza prędkość. Odjazd o 9.30. Trzy minuty opóźnienia. Mamy ich! Zobaczymy jak dalej. Za Salzburgiem krajobraz się fałduje. A widoki robią się coraz atrakcyjniejsze. Architektura podalpejska. Dla zabicia czasu idziemy do wagonu restauracyjnego. Piwko. Wybór dań także przyzwoity. Pięć stolików. Ceny 3 Euro za piwko. Kanapka 3.10, kawa 2,20. Gorące dania od 8 Euro. Pociąg jedzie z prędkością do 230 km/h pomimo to zachowuje komfort i ciszę. Wyświetlacze pokazują następne stacje, prędkość i mapę. Ale chociaż to express w cenie nie ma darmowego poczęstunku.
W Insbrucku piękne widoki na ośnieżone Alpy. I skocznie. Jest 20 minut opóźnienia.
Rozkład jazdy jest dobrze skomunikowany. W otrzymanej w pociągu ulotce przy każdej mijanej stacji podane są dalsze połączenia z danej miejscowości. Rozkład ten obejmuje różne środki transportu (z podobnymi spotkamy się później w Niemczech i Belgii).
Przyjazd do Zurychu z 20 min opóźnieniem. Piękny trzypoziomowy dworzec. Odprawia kilkadziesiąt pociągów w ciągu godziny. Idziemy do hotelu. Kilometr od dworca na Starym Mieście. To nie hotel tylko mieszkanie do wynajęcia. W podróży wygodnie bo z kuchnią. Szybka regeneracja i do miasta. Spacer po centrum. Miasto jest położone nad dwoma rzekami i jeziorem co nadaje mu klimat. Miasto czyste, dużo knajpek, wąskie uliczki nadają mu trochę południowy charakter. Skorzystaliśmy z pięknie położonej kawiarni nad rzeką. Piwo smakuje wyjątkowo w takim widokowym miejscu choć cena była słona (34 PLN za butelkę). Powrót na kwaterę, bo jutro dalsza podróż.

27 kwietnia
Zurych - Mediolan
Wcześnie rano pobudka by udać się na kolejny spacer tym razem by obserwować jak miasto się budzi. A budzi się po cichu. Zamiatarki ulic, dostawa towarów, ludzie spieszący do pracy, dużo na rowerach.
Na dworzec, mamy trochę czasu. Duży ruch, z rozkładu wynika, że w ciągu godziny odjeżdża od 70 do 100 pociągów. Czekamy. Mamy kolejarskie czapki. Więc co chwila ludzie podchodzą i pytają o pociąg. A my im swoją historię o podróży dookoła Europy. Dlaczego to robicie, pyta część z nich. Duże zainteresowanie i ciekawość co to jest Galicyjska Kolej Transwersalna.
Podstawiają skład Euro City 15 Szukamy swego wagonu, nr 8. Taką mamy rezerwację, zrobioną zresztą na stronie kolei włoskich www.trenitalia.com. Bilet kosztuje 32 Euro. Nie ma takiego wagonu, trochę panika wiec wskakujemy do pierwszego z brzegu tuż przed odjazdem. Do konduktora z pytaniem i trochę roszczeniem. Ten (ta - kobieta), że luzik. Nie ma takiego wagonu? I nie miało być. A rezerwacja? - pytamy. To nic, taki żarcik, trzeba siadać gdzie popadnie. Aha, Włosi. Widoki wynagradzają nam niepotrzebny stres, chyba najpiękniejszy odcinek naszej wyprawy kolejowej. Kontrola biletów. Ta sama konduktor. Mamy bilety ale nie mamy potwierdzenia. Czytamy bilety. Rzeczywiście, stoi, że jakiś tam numer kontrolny zostanie wysłany nabywcy (nie mamy go). Teraz trzeba go wpisać w tablecik Pani konduktor. No to problem. Korzystamy z opcji telefon do przyjaciela. Znaczy szybki telefon do Kancelarii w Mszanie gdzie te dane powinny być. Poszukiwanie odpowiedniego maila. Jest! Super! Nie zamkną nas. Jedziemy legalnie. Wiec do Warsu (znaczy restauracyjnego
A w restauracyjnym pouczające, świat wyjaśniające i szerzej kształcące pogaduchy. Z obsługą ichniejszego Warsa i konduktorką. Ona jest jednak Szwajcarką. Oni to Włosi. Pociąg jest szwajcarski. A jednak Szwajcaria oraz precyzja i porządek to nie synonimy. Przynajmniej nie w 100 %. Uff... Od razu lepiej. Częstujemy wędlinką Markamu z Kasinki Małej. I tradycyjne prezenty z Beskidu Wyspowego dla załogi pociągu, znaczki i koszulki.
Jedziemy. Piękne widoki. Najdłuższy tunel kolejowy w Europie (tunel Gotarda). Za dwa lata będzie jeszcze dłuższy. Budują nowy 57 km (powiedziała nam to Pani konduktor). Po drodze typowe alpejskie krajobrazy. Na granicy musimy się przesiąść. Nie to żeby granica. Normalnie ten sam skład jeździ do samego Mediolanu. To przez remont torów. Tak mówi konduktorka.
Dojeżdżamy do Mediolanu. Pada. I tak nie mamy za wiele czasu. Półtorej godziny. Planowaliśmy zobaczyć katedrę lecz poznany w pociągu Włoch zdecydowanie odradza. Że nie zdążymy. Niech będzie. Więc szybki posiłek (pizza, bo Włochy) i eksploracja dworca. Przepiękna architektura. Ale i nie widziani wcześniej bezdomni.

Mediolan - Marsylia
Wsiadamy. Godzina 15.10. Pociąg już nie pełny. Pierwsze spostrzeżenie to to, że nie ma wagonu restauracyjnego. Jak na pociąg międzynarodowy i ponad 8 godzin jazdy to trochę skromnie. Jest tylko punkt sprzedaży, a w nim kawa, herbata i kanapki. I brak miejsc do siedzenia. Skład jest włoski, firmy Thello. Bilet w cenie 30 Euro zakupiony na stronie www.thello.com Trasa prowadzi nad samym Morzem Śródziemnym przez Pavia, Savone, Finale Ligure, Allasio, Diano Marina, San Remo, Vintimille, Menton, Monaco, Nice Ville, Antibes, Cannes, St Raphael, Les Ars, Toulon. Pytamy konduktora o możliwość zakupu biletu w pociągu (bo zmiana kolei i państwa). Jest. Dodatkowa opłata we Włoszech wynosi wynosi 15 Euro, w tym pociągu. W innych 50 Euro gdy na stacji była otwarta kasa. Drogo. Ale to pewnie taka trochę kara.
W Genui dojeżdżamy do wybrzeża Morza Śródziemnego. Widać port. Teraz już wzdłuż morza. Tory przez długi odcinek prowadzą parę metrów od morza. Tak do Monaco. W Monte Carlo dworzec jest pod ziemią. Niewiele więc zobaczyliśmy. W ogóle na tym odcinku naszej podróży znaczna część trasy wiedzie tunelami. Jest ich znacznie więcej niż na odcinku alpejskim. Od Nicei jedziemy już po ciemku. Nic więc nie widać. Jednak jedziemy cały czas wzdłuż wybrzeża i bezpośrednio przy morzu. Można więc powiedzieć, że cała trasa jest atrakcyjna widokowo.
W Marsylii jesteśmy punktualnie o godz. 22.29. Dworzec położony jest na wzniesieniu. Po wyjściu na zewnątrz ładny widok na część miasta. Hotel Ibis bezpośrednio przy dworcu. Dobre miejsce, szczególnie gdy nie ma się za dużo czasu.

28 kwietnia
Mediolan – Paryż - Londyn
Hotel Ibis w Marsylii leży kilka kroków od dworca. Możemy więc pozwolić sobie na poranny spacer przed odjazdem. Tak też robimy. Jednak nauczeni wczorajszym przypadkiem z brakującym kodem do biletu dzień zaczynamy od wizyty na dworcu o siódmej rano. Mamy tym razem kod w wydruku e mail. To jednak jak się okazuje nie wystarcza. Trzeba jeszcze wydrukować bilet. Mając kod otrzymany drogą mailową można to zrobić samemu lub w kasie biletowej otwartej od rana. W obu przypadkach potrzebna jest karta kredytowa, którą dokonano zapłaty. Tylko ta, a nie żadna inna. Na szczęście mamy ją. Drukujemy bilety w kasie. Mamy prawie dwie godziny na rzut oka na miasto. Mapka z hotelu i w drogę. Teren pofałdowany. Miasto o charakterze południowym. Piękny port, warto tu wrócić na dłużej.
Na dworcu jesteśmy wcześniej. Nasz skład TGV o nr 6112 bardzo długi już czeka. A w zasadzie dwa połączone składy. 16 wagonów. Jesteśmy zaskoczeni, że TGV jest piętrowy. Jak nasze regionalne. Ale w środku elegancko. Jest też wagon restauracyjny. Jedziemy. Rozpędza się do 320 km .Jest cicho. Trasa wiedzie przez Aix- en - Provence, Avignon, Valence, Lion, Macon, Le Creusot i do Paris Gare De Lyon. Z Marsylii wyruszyliśmy o 9.03, a w Paryżu byliśmy o 12.23. I w tym czasie pokonaliśmy ponad 863 km !!! Bez komentarza. W pociągu tradycyjne pogaduchy z konduktorami. Pamiątkowe foto. Tradycyjne reklamowanie Beskidu Wyspowego. Zaprosiliśmy wszystkich pasażerów TGV na bicie rekordu w śpiewaniu piosenki kolejowej „Wars wita Was” na 5 lipca. Potem tradycyjna wizyta w wagonie restauracyjnym. Piwko. 4 Euro. Znośnie. W pociągu większość miejsc zajętych. Jedziemy. Oglądamy widoki. Piękne pola rzepaku. W zasadzie nie ma nieużytków. Dojeżdżamy do Paryża Gare Lyon. Znowu duży czysty dworzec. Teraz musimy dostać się na Paris de Nord. Korzystamy z metra. Linia D. Dobrze oznakowana więc zmiana dworca nie stanowi problemu. Dwa przystanki. Znowu potężny dworzec. Tu niespodzianka. Odprawa do Londynu wygląda zupełnie inaczej niż dotychczasowe. Jest identyczna jak odprawa na lotnisku. A więc bramki, prześwietlenie bagażu, odprawa paszportowa. Choć jak wszędzie znajdują się osobne przejścia dla obywateli UE tu też trzeba przejść tą samą procedurę. Zapomnieliśmy, że Brytyjczycy nie są w układzie Schengen. Po przejściu strefy osobna poczekalnia jak na lotnisku. Z osobnymi sklepami. Osobne wyjście na osobny, szczelnie odizolowany peron. W pociągu nie ma już kontroli biletów bo i po co. Planując więc podróż do Londynu koleją trzeba uwzględnić czas konieczny na dworcu na odprawę. Facet w okienku powiedział, że należy być co najmniej na 40 minut przed odjazdem. Wsiadamy do pociągu. Ale przedtem pamiątkowe zdjęcie z lokomotywą. Pociąg sieci Eurostar. Angielka, którą poprosiliśmy o wspólną fotografię widząc czapki i plakat pyta po co to robimy. Kiwa głową ze zrozumieniem (niedowierzaniem, politowaniem, zdziwieniem?) i uśmiecha się. Na wszelki raz jeszcze raz pyta czy jesteśmy pracownikami tej kolei. Nie, nie jesteśmy. Sam pociąg jak pociąg. Jednokondygnacyjny. Normalny. TGV był wygodniejszy. Normalne dwa rzędy siedzeń. Bez przedziałów. Chociaż w miarę wygodny to widać już działanie zęba czasu. Ale w sumie bez zarzutu. Mamy jechać godzinę dwadzieścia wiec szybko do restauracyjnego na tradycyjne smakowanie. In wino veritas. Rozjaśniło nam umysły. Przecież godzina to za krótko. Przecież czas o godzinę do tyłu. A więc ponad dwie godziny jazdy. Wszystko się zgadza. Jedzie szybko. Nie wiemy ile ale około 300 km/h. ale trasa po płaskim. I cały w zasadzie czas wzdłuż autostrady. Albo autostrada przy torach. Tak czy owak kto ustalał rozwiązania komunikacyjne dawno temu to miał możliwości przestrzenne zrobić to maksymalnie sensownie. Tory w całości ogrodzone. Jak autostrada. We Francji i na Wyspie. Dotyczy to linii, po których poruszają się szybkie pociągi, TGV i Eurostar.
Z Paris Gare Du Nord startujemy o godz. 14.40 i punktualnie o godz. 16.02 dojeżdżamy do stacji St.Pancras w Londynie . Na trasie dodatkowe emocje z 20 minutowym przejazdem tunelem pod La Manche . Międzynarodowy Dworzec Kolejowy St.Pancras przy King Cross robi swoją architekturą duże wrażenie. Bilet za całą trasę z Marsylii przez Paryż do Londynu kosztował 70 funtów. Bilety zakupione przez internet na stronie www.eurostar.com . Hotelik 200 metrów od dworca. Dobre rozwiązanie. Szybka regeneracja i w miasto. Zwiedzamy kolejno Pałac Buckingam, Westminster Abbey, Downing Street, London Eye. Test metra. Wypada pozytywnie. Bilet kosztuje 5,60 GBP na cały dzień.. Kolacja. Lokalne jedzenie. Czyli u Turka. Bez szaleństw bo wcześnie rano pobudka.

29 kwietnia
Londyn – Bruksela – Kolonia – Berlin – Warszawa - Chabówka
To będzie ciężki dzień, pięć pociągów, dzień i noc, cztery przesiadki.
Dworzec St. Panncras odprawa podobna do Paryża, jesteśmy jedni z pierwszych pasażerów i dlatego mamy dużo czasu do pociągu. Pierwszy odcinek podróży to Eurostar-em z Londynu do Brukseli. Wyjeżdżamy punktualnie o 6.50 ,a w Brukseli jesteśmy już o godz. 10.07 z 1 godzinną zmianą czasu . Międzynarodowy Dworzec Kolejowy Bruksela Midi robi wrażenie ale nie czasu na podziwianie architektury bo mamy tylko 18 minut na następny pociąg do Kolonii. Mimo tego spokojnie przechodzimy na inny peron i gdzie czeka na Nas pociąg kolei niemieckich. Skład nowoczesny , częściowo z przedziałami, nam wypada sześcioosobowy, przestronny elegancko wykończony z dużym rozkładanym stolikiem i wygodnymi odchylanymi fotelami. Szklane drzwi i ściana od strony przedziału, więc dużo światła. Za współpasażerów mamy Belgów i Francuskę. Oczywiście zagadujemy o kolei transwersalnej. Kontrola biletów. Bilet Ok ale trzeba mieć kartę kredytową, którą dokonano płatności. Konduktor czytnikiem sprawdza autentyczność. Ta sama procedura w kolejnych pociągach tego dnia. Nie trzeba było już za to nic drukować na żadnym dworcu. Sam pociąg jedzie szybko ponad 230 km i stosunkowo cicho. Wagon restauracyjny. Jedziemy wzdłuż autostrady. Mijamy szybkie osobowe samochody jakby stały. W przedziałach są dostępne rozkłady jazdy podobne jak w Austrii z rozkładami jazdy z dworców na których zatrzymuje się nasz pociąg. Dodatkowo adresy hoteli i garść innych przydatnych na danej stacji informacji. Mijamy piękny nowoczesny dworzec w Liege oraz Akwizgran. Z Brukseli start o godz. 10.25 , a w Kolonii jesteśmy punktualnie o 12.15 . W Kolonii na przesiadkę mamy 33 minuty i dlatego zdążymy zwiedzić katedrę bo leży obok dworca. Startujemy punktualnie o godz. 12.48 do Berlina. Pociąg nowoczesny podobny do poprzedniego tylko wagon restauracyjny na bogato. Jak u nas. Prawdziwe stoły i możliwość zjedzenia ciepłych potraw. Tradycyjne pogaduchy z personelem. Humor jednak psuje zwiększające się opóźnienie. Nie bardzo nam to jest na rękę bo nie mamy w Berlinie zbyt wiele czasu. Napięcie rośnie przed Berlinem kiedy okazuje się, że zostało tylko kilka minut na przesiadkę. Na miejscu sprint. Nie wiedziałem, że z ciężkim bagażem potrafimy pokonać długie schody z taką prędkością. Niepotrzebnie. Cały dworzec dopasowuje się do spóźnienia. Kolejne pociągi oczekują na te opóźnione. Jest trochę zamieszania, ale w sumie mając wiedzę co do takiej praktyki niemieckich kolei można podróżować spokojnie bez stresu o czas na przesiadkę, na pewno zdążymy. Bilet na trasie z Londynu przez Brukselę i Kolonię do Berlina kosztował 63.50 euro i został zakupiony na stronie www.reiseankunftbahn.de . / jest wersja polska strony /
Podjeżdża polski skład IC z Berlina do Warszawy . Załoga niemiecka do granicy, potem zmiana. Dużo pasażerów. Bo i początek długiego weekendu. A w przedziale oprócz nas trzech innych pasażerów . Całą trasę przegadaliśmy. Oczywiście odwiedziny prawdziwego Warsu i tradycyjne dania żurek, schabowy. Polski Wars przebija wszystkie „Warsy”, które spotkaliśmy na trasie. Choć w tym jednym elemencie w Europie jesteśmy najlepsi. !!! Bilet z Berlina do Warszawy tradycyjnie zakupiony na stronie Kolei Niemieckich www.reiseankunftbahn.de
kosztował 29 Euro !!!
Do Warszawy Centralnej mimo wcześniejszego opóźnienia przyjeżdżamy planowo o godz. 23.05 .
Mamy godzinę czasu na ostatni już pociąg na Naszym Tourze po Europie Na peronie oczekujemy na kultowego „Monciaka”, czyli pociąg linii TLK (Tanie Linie Kolejowe) z Gdynii do Przemyśla, Zagórza i Zakopanego (skład dzieli się po dojechaniu na południe kraju). Kiedy siedzimy na peronie podjeżdża pociąg do Kołobrzega a, z niego macha do nas konduktor poznany w drodze do Wiednia kilka dni temu. Czujemy się już stałymi bywalcami.
„Monciak” przyjeżdża planowo o godz. 00.19 . Na koniec kupiliśmy sypialny w internecie ze zniżką w kwocie 127 złotych na stronie www.intercity.pl Przedział 3 osobowy. Jest czysto i miło. Trzeba się trochę wyspać bo jutro do pracy. Bez większych emocji i przeżyć o 6.05 jesteśmy w Chabówce. Chabówka wita nas znajomymi krajobrazami i pięknym wschodem słońca. Dobrze jest wrócić do domu. Jeszcze podróż samochodem do Mszany Dolnej bo pociągi na tej trasie jeżdżą okazjonalnie jako Kolej Retro.
Za nami niezapomniana wyprawa kolejowa po Europie. W ciągu 5 dni przejechaliśmy 6000 km przez 9 krajów 12 pociągami z prędkością do 320 km na godzinę.!!!
Wrażenia !!!
Sieć kolejowa w Europie jest doskonale rozwinięta i skomunikowana niezależnie od operatora.
Podróż koleją jest wygodna, szybka i stosunkowo tania.
Tabor kolejowy jest w większości nowoczesny , dostosowany do potrzeb pasażera.
Bilety na wszystkie pociągi można zakupić w internecie ale również w pociągu.
Obowiązuje dynamiczna sprzedaż biletów, których cena uzależniona jest od terminu zakupu i pory przejazdu. Nie ma problemów z zakupem biletów z przesiadkami.
Zarówno w pociągach jak i na dworcach jest pełna informacja o rozkładzie pociągów , jak również innych środków transportu.
Podróż koleją to doskonały sposób na zwiedzanie najbardziej atrakcyjnych miejsc Europy.
Niestety Europa w zakresie rozwoju kolejnictwa wyprzedziła Polskę wyraźnie . Nie chodzi tylko o szybkość czy nowoczesne składy. To co wyróżnia kolej w Europie to to, że jest doskonale skomunikowana, z wygodą dla pasażera. Pasażer ma do wyboru nowoczesną, terminową kolej za przystępną cenę. Czas najwyższy w Polsce dostosować rozkłady wszystkich kolei do potrzeb pasażerów, a ceny za przejazdy do ich możliwości nabywczych . Wtedy Polacy wrócą do podróżowania koleją, bo mamy bogate tradycje, coraz bardziej nowoczesny tabor i dobrą kadrę.

Piotr Borkowski
Czesław Szynalik
Maciej Frączek



 

Galeria

Relacje z wędrówek

Kalendarz imprez

Patronat medialny

Partnerzy